Dziś cały dzień spędziliśmy w podróży- rano wyruszyliśmy z Mirissy tłukąc się autobusem do Galle tam zaopatrzyliśmy się w roti i pany i dalej autobusem do Colombo, o 16 lot do Chennai a potem do Delhi. W Delhi wylądowaliśmy ok 1 w nocy wzięliśmy ,,pre-paid taxi" wierząc, że to najbezpieczniejszy transfer z lotniska. Tutaj też zaczęliśmy przygody jak z rozdziału Lonely Planet ,,Dangers & Annoyances" na szlabanie z lotniska nagle wsiadł do taksówki facet twierdząc, że jest z obsługi lotniska i chce ,,drop" do miasta, bo jest po służbie. Potem zaczął opowiadać dziwne historie jak lubi Polskę, jaki jest numer telefonu w razie niebezpieczeństwa itd..Będąc w okolicy hotelu stwierdził, że kierowca nie wie gdzie jest hotel i zaczęło się krążenie po mieście, daliśmy mu nr do naszego hotelu który nie odpowiadał- źle wprowadzał kierunkowy i nam też źle dyktował numer- rzeczywiście odzywał się centrala, że nie ta takiego numeru, potem zachaczył jakiegoś innego na ulicy- pewnie tez swojego ziomka, stwierdził, że jest z policji i musimy iść do informacji turystycznej...totalne omotanie, naciąganie na fałszywą informację turystyczną i zmianę hotelu- dokładnie jak opisują w LP na stronie 97:)
Na szczęście Maciek trzeźwo zareagował wywalił faceta, który próbował nas naciągnąć na informacje turystyczną, a temu co się dosiadł kazał natychmiast po mapie jechać do hotelu łącząc się z mojej komórki na Booking.com, nagle okazało się, że droga do hotelu została odnaleziona...Jesteśmy w Indiach!!!!!!