Varanasi to nie tylko święte miasto to też miasto ,,świętych“ zwierząt – dla tubylców normalny stan rzeczy co dla nas przez cały czas był jedną z bardziej zaskakujących rzeczy.
Swoją obecnością niemożliwie zagęszają ruch w ciasnych już okrutnie uliczkach starego miasta. Chordy psów ,które latają po tym labiryncie , kładą się na środku ulicy i zwinięte w kulki po 3-4, śpią w najlepsze gdy tuktuki, motorksze i motory próbują je wyminąć głośno trąbiac. Ani razu nie widziałam aby ktoś je pogonił – po prostu gdziekolwiek się położą tam leżą i cały ruch przetacza się obok. Problem robi się dopiero gdy przez te wąskei uliczki zaczynają przemieszczeać się powolnym krowy, byki i kozy machajac z wolna długimi ogonami , przeżuwając...- na właśnie- co one jedzą w tych kamiennych korytarzach miasta?
Przez cały pobyt w Varanasi próbowliśmy się przeciskać się przez ulice majce max 1,5m szerokości omijając trąbiących motorzystów psy, krowy, gigantyczne kupy które zostawiają, wciąż nie przywyczajeni do lewostronnego ruchu...
Co jakiś czas na naszej drodze pojawia się też duża grupa małp szalejących po starych elwacjach i przedewszystkim ,,lianach“ czyli wszelkiego rodzaju kablach – podziwane przez nas wcześniej jako,,smart“ egzotyczne stworzenia okazały się przyczyną wysiadającej co chwilę w naszym pokoju klimatyzacji.
Dziś ok 16:30 lecimy do Bombaju w nadziei na obejrzenie kosmopolitycznej strony Indi...