Nadszedł oczekiwany dzień powrotu na Sri Lanke. Po wyśmienitej kolacji i kilku drinkach czas zwinąć manatki i wyruszyć na lotnisko. Tym razem bez przygód taksówkarz dowiózł nas do celu z dużym zapasem czasu. Lot mamy liniami SriLankan Airlines, wybór godny polecenia. Miła obsługa, dużo miejsca na nogi, dobry catering.
Po wylądowaniu w Colombo nasza podróż wraca na właściwy tor. Zaczęło się miłym akcentem na lotnisku. Jak już może pisaliśmy wiza Ceylońska jest dość droga: 35$/os, single entry na 30 dni. Nasza poprzednia wiza już została skasowana bo opuściliśmy przecież wyspę. Nie mniej jednak zgodnie z zasadą no risk no fun postanowiliśmy pójść do oficera imigracyjnego i udawać że nasza wiza jest ważna i kupowanie nowej jest z gruntu rzeczy bez sensu. Oficer pokręcił głowa, uśmiechnął się i wkleił nam nowe wizy for free, przybiliśmy z żoną piąteczkę i ruszyliśmy dalej.
Na lotnisku CMB wylądowaliśmy po 6:00, lotnisko znajduje się ok 30km od Colombo, autobus z lotniska do centrum jedzie ponad godzinę, a nasz pociąg do Kandy startował o 7:00 z Colombo Fort. Naszą jedyną szansą było złapanie autobusu do Gampahy (13km od lotniska) i tam złapanie naszego pociągu o 7:30… Muszę dodać, że nie wiedzieliśmy czy autobus do Gampahy istnieje.
A wiec po wyjściu z lotniska złapaliśmy jadącego już aircona do Colombo mówiąc kierowcy, że koniecznie chcemy do Gampahy ten nas wysadził na zajezdni autobusów rozpytując w czasie jazdy przez otwarte drzwi innych kierowców który jedzie do naszej upragnionej stacji. Znalazł się właśnie ruszający autobus. 100m sprintu w pełnym rynsztunku i jump do jadącego autobusu, Marysię wciągnęli pasażerowie. Piąteczka ☺
Dopiero w autobusie zorientowaliśmy się, że nasza sytuacja jest beznadziejna i że mamy 15min do pociągu. Problemem podzieliłem się z kierowcą i kilkoma pasażerami, oczywiście uśmiechając się i wysyłając całą pozytywną energie podróżnika. Kierowca popatrzył na zegarek, pokręcił głową, uśmiechnął się i powiedział „ I bring you on time Sir”. Zaczęła się szaleńcza walka z drogą. Aby w pełni zrozumieć sytuację trzeba wiedzieć, że autobusy na Sri Lance jeżdżą średnio 30km/h, zatrzymują się co chwilę bo nie ma przystanków tylko ludzie wsiadają i wysiadają. Nasz kierowca wyrzucał pasażerów dosłownie w locie i możliwe, że kilku klientów w ogóle pominął. Żeby nie dramatyzować już nie będę opisywał jak wyprzedzał inne autobusy na 4tego ☺
Wjechaliśmy do Gampachy 31po, pociąg widać było z daleka, jeszcze stoi.
Sprint z autobusu z przeszkodami ok 500m + dwa mostki. Wbiegając na drugi zobaczyłem jak pociąg właśnie rusza… Wpadłem na peron łapiąc się belki prze drzwiach i krzyczałem „Stop the train my wife is coming” . Poskutkowało, w ostatniej chwili Marysia wpadła do przedziału. Uradowani i nabuzowani adrenaliną znaleźliśmy się po środku przedziałów drugiej klasy upakowanych pasażerami jak puszka ze szprotkami… A mamy bilety na Expo – specjalny wagon obserwacyjny 1st class AC. Konduktor nie ogarnia… mówię mu, że przeskoczymy na następnej stacji. W końcu ktoś rzuca next stop Kandy, no middle stations. Shit… Ale pośród zamieszania w końcu przedziału otwierają się drzwi i wychyla się inny ziom, wywiązuje się dyskusja i wołają nas, że mamy się przecisnąć i iść za nim. Ok. Otwierają się jedne drzwi, przedział bagażowy, kolejna dyskusja i pytanie dania „ Why Sir on the last minute” Odpowiadam tylko uśmiechem i wzruszam ramionami. Otwieraja się koljne drzwi a za nimi steward w wykrochmalonej białej koszuli zaprasza nas na nasze miejsca. Wagon petarda, pyszne muffiny, internet, kawa i te oszałamiające widoki… Piąteczka, JEDZIEMY DO KANDY!!